You and I walk on fragile line
I have known it all this time
But I never thought I'd live see it break
It's getting dark and it's all too quiet
And I can't trust anything now
And it's coming over you like it's all a big mistake.
Ashley's POV
Stanęłam przed szafą, zdegustowana. Cóż, nie miałam jakoś pomysłu w co mogę się ubrać. Zacmokałam swoimi ustami z dezaprobatą, po czym zagłębiłam się w głąb szafy. Po krótkich, ale jakże męczących przemyśleniach, wybrałam czarne legginsy, nieco dłuższą, białą bokserkę z nadrukiem, który przedstawiał wieżę Eiffla. Tak, muszę się przyznać, że kiedyś miałam okropne uzależnienie na temat tego kraju. Francja.
Od zawsze chciałam tam pojechać. Wydawało mi się, że jest to państwo beztroskie. Moim marzeniem, było poznanie w Paryżu swojej prawdziwej miłości. W końcu, kiedy tylko doszły do mnie słuchy, że stolica jest miastem miłości od razu w głowie kroił mi się jakiś plan. Cóż... Na razie nic z tego nie wypaliło.
Jak widać, siedzę tutaj w Londynie. Może i nie w Irlandii, ale w Londynie. Co prawda to nie to samo co piękny Paryż. Tutaj, w stolicy Wielkiej Brytanii, nawet nie marzyłam o tym aby zdobyć swoją jedyną, wielką miłość.
Nadal liczyłam na miasto miłości.
Zachichotałam pod nosem. Mogę spokojnie przyznać, że moje marzenia były naprawdę dziwne. Póki co mam rozpocząć studia. To jest nowy, a zarazem kolejny krok, do mojej wymarzonej przyszłości. Jeszcze, kiedy byłam młodsza chciałam zostać weterynarzem. Pracować z zwierzętami. Uważałam, że zwierzęta nie ranią ludzi psychicznie. Trwałam w przekonaniu, że chcę taki, a nie inny zawód, dopóki któregoś dnia nie dowiedziałam się, że do obowiązków weterynarza należy również usypianie zwierzaków. Zrezygnowałam. Moim kolejnym krokiem, była psychologia, ale tutaj mi już kompletnie nie wychodziło. Zdecydowanie nie nadawałam się do tego. Nie potrafiłam pocieszyć swojego brata, a co dopiero gdybym miała rozmawiać z innymi, a na dodatek obcymi ludźmi o ich problemach. Po długim zastanowieniu stwierdziłam, że jednak zostanę przy lekarzu, jednak o innej dziedzinie. Po zwierzętach, które nie ranią psychicznie, były dzieciaki. To takie bezbronne stworzonka. Zresztą podobnie jak zwierzęta, prawdopodobnie nie zrobią Ci krzywdy psychicznej. Szczerze mówiąc to nie żałuję, że wybrałam to, a nie coś innego. Uniosłam kącik ust do góry i weszłam do łazienki. Choć miałam jeszcze ponad godzinę, to i tak wiedziałam, że muszę z domu wyjść jakieś 30 minut szybciej. Byłam okropnie leniwa i nie lubiłam się spieszyć. No chyba, że było mi to już wcześniej nakazane.
Od zawsze chciałam tam pojechać. Wydawało mi się, że jest to państwo beztroskie. Moim marzeniem, było poznanie w Paryżu swojej prawdziwej miłości. W końcu, kiedy tylko doszły do mnie słuchy, że stolica jest miastem miłości od razu w głowie kroił mi się jakiś plan. Cóż... Na razie nic z tego nie wypaliło.
Jak widać, siedzę tutaj w Londynie. Może i nie w Irlandii, ale w Londynie. Co prawda to nie to samo co piękny Paryż. Tutaj, w stolicy Wielkiej Brytanii, nawet nie marzyłam o tym aby zdobyć swoją jedyną, wielką miłość.
Nadal liczyłam na miasto miłości.
Zachichotałam pod nosem. Mogę spokojnie przyznać, że moje marzenia były naprawdę dziwne. Póki co mam rozpocząć studia. To jest nowy, a zarazem kolejny krok, do mojej wymarzonej przyszłości. Jeszcze, kiedy byłam młodsza chciałam zostać weterynarzem. Pracować z zwierzętami. Uważałam, że zwierzęta nie ranią ludzi psychicznie. Trwałam w przekonaniu, że chcę taki, a nie inny zawód, dopóki któregoś dnia nie dowiedziałam się, że do obowiązków weterynarza należy również usypianie zwierzaków. Zrezygnowałam. Moim kolejnym krokiem, była psychologia, ale tutaj mi już kompletnie nie wychodziło. Zdecydowanie nie nadawałam się do tego. Nie potrafiłam pocieszyć swojego brata, a co dopiero gdybym miała rozmawiać z innymi, a na dodatek obcymi ludźmi o ich problemach. Po długim zastanowieniu stwierdziłam, że jednak zostanę przy lekarzu, jednak o innej dziedzinie. Po zwierzętach, które nie ranią psychicznie, były dzieciaki. To takie bezbronne stworzonka. Zresztą podobnie jak zwierzęta, prawdopodobnie nie zrobią Ci krzywdy psychicznej. Szczerze mówiąc to nie żałuję, że wybrałam to, a nie coś innego. Uniosłam kącik ust do góry i weszłam do łazienki. Choć miałam jeszcze ponad godzinę, to i tak wiedziałam, że muszę z domu wyjść jakieś 30 minut szybciej. Byłam okropnie leniwa i nie lubiłam się spieszyć. No chyba, że było mi to już wcześniej nakazane.
* * *
Po "porannej" toalecie wyszłam z łazienki, jeszcze wiążąc włosy w wysoką kitkę. Podeszłam do okna, aby sprawdzić pogodę. Było pochmurno i nie zapowiadało się na to, aby nagle wyłoniły się jakieś promienie słońca. Nie mogłam się dziwić. Przecież to pochmurny, aczkolwiek cudowny i urzekający Londyn, prawda? Musiał mieć w sobie jakąś cechę, którą można było mu przypisać.
Londyn -Pochmurne miasto.
Paryż -Miasto miłości.
Zdecydowanie wybieram opcję numer dwa. Uniosłam kąciki ust do góry, po czym przybliżyłam się do lusterka. Musnęłam swoje rzęsy czarnym tuszem i podeszłam do szafy, decydując się, że muszę jeszcze coś na siebie włożyć. Na moich ramionach wylądowała jeansowa kurtka. Wyszłam z pokoju, po drodze zabierając ze sobą torebkę. Jeszcze raz omiotłam wzrokiem swoją sypialnię, po czym wyszłam z niej zamykając za sobą drzwi. Zbiegłam na dół, wprost do holu, gdzie z niskiej szafeczki wyciągnęłam buty. Szybko je założyłam i nim zdążyłam wyjść ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się do tyłu. Moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Niall. W dłoni trzymał klucze zapewne od domu.
-Widzisz, jak ja o Ciebie dbam. Gdybyś ich nie wzięła to byś się tutaj nie dostała. -Zmarszczyłam swoje brwi.
-Masz zamiar gdzieś wychodzić? -Zapytałam z ciekawości. Blondyn wzruszył ramionami.
-Nie wiem. Mam nadzieję, że gdzieś się wyrwę. -Zacmokałam swoimi ustami. Odebrałam od niego pęk kluczy.
-Dziękuję. -Powiedziałam, łapiąc za klamkę od drzwi.
-Miłego zwiedzania. -Powiedział jeszcze, kiedy ja wychodziłam już z domu. Wrzuciłam klucze na dno torebki, a jej pasek ułożyłam wygodnie na swoim ramieniu. Zaczęłam iść w kierunku restauracji, gdzie poprzedniego dnia spotkałam Lucy.
* * *
Tak jak się spodziewałam dziewczyna już czekała na mnie. Siedziała przy jednym ze stolików, który mieścił się na zewnątrz. Spokojnym krokiem podeszłam do niej.
-Cześć. -Powiedziałam, lekko się uśmiechając.
-Och, hej! -Wstała z wiklinowego krzesła, zabierając swoją torebkę, którą zawiesiła na ramieniu.
-Spóźniłam się? -Zapytałam, z nadzieją w głosie.
-Nie, coś Ty. To ja szybciej przyszłam tutaj. -Przytaknęłam jej. -To co idziemy zwiedzać? Potem jakieś zakupy...
-Nogi mi nie odpadną? -Zapytałam. Wraz z Lucy wyszłam na przeludnioną ulicę.
-Nie, coś Ty. Jestem kiepskim przewodnikiem, dlatego też pokarzę Ci tylko te najlepsze miejsca. -Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam iść u boku blondynki. -Znasz jeszcze kogoś z naszego roku? -Zapytała, unosząc jedną brew do góry. Przez chwilę, w mojej głowie trwała kompletna pustka, jednak już po chwili mnie oświeciło.
-Tak. -Powiedziałam bez większego namysłu.
-Kogo? Chłopak? Dziewczyna?
-Dwóch chłopaków. -Lucy, momentalnie zaczęła mnie szturchać w ramię. Wywróciłam teatralnie oczami, domyślając się co jej przyszło do głowy.
-Przystojni są przynajmniej?
-Hm... Mogę tak powiedzieć. Jeden jest dość... Zabawny, to znaczy... Uwielbia bawić ludzi. Drugi zaś... Można się go przestraszyć... Może jest i przystojny, a na dodatek pociągający, ale jest cecha która mnie od niego odpycha. Jest taki... -Zacięłam się, nie wiedząc jak ująć to w słowa. Przed moimi oczami stanął Zayn, we własnej osobie.
-Tajemniczy?
-Tak właśnie. Dobrze to ujęłaś. Jest tajemniczy i coś w sobie kryje. -Lucy zatarła swoje ręce.
-Poznaj mnie z nim, a już się za niego biorę. -Po chwili ciszy, obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem. Po jej zachowaniu już wiedziałam, że się z nią zaprzyjaźnię. Była to naprawdę przyjemna i zabawna osóbka, z którą raczej nie dało się nudzić. -A tak naprawdę, to jaki jest? -Zapytała, z powagą w głosie.
-Tajemniczy. -Powiedziałam to samo słowo. Cóż, Zayn taki był.
-Coś jeszcze o nim powiesz?
-Nie. Brak mi odpowiednich słów, które przysługiwałyby Jego cechom. Jest człowiekiem trudnym do zinterpretowania i samego odgadnięcia. -Nawilżyłam swoje swoje usta śliną.
-To jeszcze lepiej! -Zawołała blondynka. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Zdecydowanie Lucy była osobą, która była pełna życia.
-Tajemniczy. -Powiedziałam to samo słowo. Cóż, Zayn taki był.
-Coś jeszcze o nim powiesz?
-Nie. Brak mi odpowiednich słów, które przysługiwałyby Jego cechom. Jest człowiekiem trudnym do zinterpretowania i samego odgadnięcia. -Nawilżyłam swoje swoje usta śliną.
-To jeszcze lepiej! -Zawołała blondynka. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Zdecydowanie Lucy była osobą, która była pełna życia.
* * *
Muszę przyznać, że Lucy jest wspaniałym przewodnikiem. Cóż... Może i nie pokazała mi tych wszystkich miejsc, które chciałam zobaczyć, ale stwierdziłam że któregoś dnia zabiorę ze sobą Niall'a i zmuszę go do pooglądania Londynu.
No właśnie, Londyn. Muszę przyznać, że wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Bardzo mi się spodobał pod względem podróżniczym. Miał wiele wspaniałych zabytków i nie tylko. Big Ben, Buckingham Palace, Globe Theatre, przyjemny dla oka London Bridge. Mimo, że to jest naprawdę mało, to i tak zapierało dech w piersiach.
Oczywiście, to nie to samo co mój wymarzony Paryż.
Z Lucy bawiłam się genialnie. Dziewczyna była żywiołowa. Zdecydowanie pełna energii, która się nie chciała skończyć. Po drodze dowiedziałam się o blondynce kilka faktów: Ma starszego brata, uwielbia imprezować, no i ma bzika na punkcie sukienek. Podsumowując, moje przeciwieństwo. Zgadza się tylko to, że obie mamy starszych braci.
-No i ta cała Margaret wyszła z tej łazienki cała zapłakana! Mówię Ci, wyglądała okropnie! -Zaśmiałam się pod nosem, słysząc jak Lu opowiada o przygodzie jednej z dziewczyn, w liceum. Zdecydowanie obie nie były do siebie przyjaźnie nastawione. Oj nie, nie. Lucy miała dość ciekawe opowieści i za każdym razem, kiedy pochwyciłam z nią jakiś nowy temat, tej oczy się poszerzały i mówiła: "Mam kolejną anegdotkę!". Choć znałam ją zaledwie niecałe dwa dni, Lu bardzo przypadła mi do gustu, choć miała kompletnie odmienny charakter.
Obie chodziłyśmy już od dwóch godzin po galerii handlowej. Kiedy blondynka udała się do przymierzalni, ja usiadłam na białej kanapie i czekałam, aż wyjdzie aby się "pokazać" w nowej, zresztą kolejnej już tego dnia, sukience. Cicho westchnęłam. Muszę przyznać, że ten dzień jest dość przyjemny, choć nadzwyczaj męczący. Nagle usłyszałam odgłosy dzwoniącego telefonu. Zdecydowanie, pochodziły one z mojej torebki. Szybko wygrzebałam z niej urządzenie i nie patrząc na to kto dzwoni, przejechałam palcem po wyświetlaczu i przyłożyłam smartphone'a do prawego ucha.
-Tak, słucham? -Zapytałam, spoglądając na drzwiczki kabiny, w której nadal tkwiła blondynka.
-Ash, gdzie jesteś? -No tak. Niall.
-Jestem w galerii, z Lucy.
-Przyjechać po Ciebie? -Zapytał, z dziwną troską w głosie. Co mu się stało? Od kiedy tak o mnie dba? Co prawda, to prawda. Zawsze o mnie dbał, ale nie aż tak. W tym samym momencie z przymierzalni wyszła Lucy, w swojej nowej kreacji. Uniosłam kciuk do góry, tym samym wskazując, na to że jest dobrze i wygląda wspaniale.
-Nie wiem ile nam to jeszcze zajmie... -Mruknęłam, na co Lucy uniosła jedną brew do góry. Kiedy tylko zorientowała się o czym mówię zaczęła przecząco kręcić głową. Zmarszczyłam swoje brwi. Cóż, wyglądało na to, że Lu miała inne plany, związane z dalszą częścią dnia. Musiałam coś wymyślić, krótko mówiąc okłamać swojego brata. Rzadko kiedy zdarzało mi się okłamywać Niall'a. Może dlatego, że nie miałam raczej powodów do kłamstwa, wobec niego. Cicho odchrząknęłam. -Lucy mówi, że będę u niej spała. Wiesz, to takie...
-Pidżama Party... -Dokończył za mnie, z niesmakiem w głosie. -Będę dzwonił wieczorem.
-Tak, tak... -Mruknęłam. -Muszę już kończyć, bo Lu mnie pogania.
-Dobrze, więc... Do jutra!
-Do jutra, do jutra. -Przytaknęłam mu, po czym się rozłączyłam. Schowałam telefon tym razem do kieszeni.
-Naprawdę nie miałaś czego wymyślić? -Zapytała, śmiejąc się pod nosem.
-Nie zarzucaj mi niczego, bo to właśnie przez Ciebie okłamałam Niall'a.
-Oj tam, no! Pomysł przyszedł mi do głowy, naprawdę spontanicznie. -W tym momencie zaczęłam się bać jej "spontanicznie". -Idziemy do klubu. -Powiedziała szeroko się uśmiechając.
-Odpadam. -Mruknęłam, unosząc ręce w geście kapitulacji.
-To będzie takie nasze... Zawarcie przyjaźni. -Podrapałam się po brodzie.
-No nie wiem...
-Już okłamałaś brata. Nie możesz się wycofać, no chyba że wolisz udać się do tego strasznego chłopaka, by Cię przenocował... -Szybko pokręciłam przecząco głową, dobrze wiedząc kogo ma na myśli.
-No dobrze... -Burknęłam, zgadzając się. Po krótkim zastanowieniu stwierdziłam, że może być zabawnie.
* * *
-Mogłam ubrać spodnie... -Burknęłam, po raz kolejny poprawiając swoją, a raczej Lucy, sukienkę.
-Spodnie by się nie nadawały! -Powiedziała, wyrzucając ręce do góry. Po raz kolejny zeskanowałam jej ubranie, swoim wzrokiem. Czerwone szorty, czarna "koszula", buty na zawiązywanie, na nadgarstku kilka bransoletek.
-A mówiłaś, że kochasz sukienki. -Burknęłam pod nosem
-Bo to prawda, ale dzisiaj natchnęło mnie na szorty, poza tym dopiero dzisiaj je kupiłam. -Wywróciłam teatralnie oczami. Cóż, w tym momencie żałowałam, że jednak zgodziłam się by pójść do tego klubu. Podrapałam się po szyi. Cóż, mój strój składał się, ze zbyt krótkiej, czarnej, koronkowej sukienki. Na moich stopach mieściły się szpilki, więc już wiedziałam, że jutro nie będę mogła liczyć na swoje stopy, a tym bardziej nogi. Przerzuciłam swoje falowane włosy na prawą stronę. -Ślicznie wyglądasz. -Szturchnęła mnie w mój bok, wysiadając z taksówki. Moim oczom ukazał się świecący szyld, który wskazywał na nazwę klubu "City of Angeles". Cóż, dość specyficzna nazwa, jakoby, że jesteśmy w Londynie, a nie w LA. Tak jak Lucy wysiadłam z samochodu i udałam się za nią. Przed wejściem mieściła się ogromna kolejka, jednak moja przyjaciółka, bo chyba tak ją mogę nazywać, wyminęła ją i udała się do ochroniarzy. Wymieniła z nimi dwa zdania, po czym odwróciła się w moją stronę i wskazała ręką, że możemy wejść. Potykając się o własne nogi przeszłam przez bramkę, tym samym wchodząc do budynku klubu. Do moich nozdrzy dotarł zapach alkoholu i spoconych ciał, a mieszanka tych zapachów, nie była przyjemna dla mojego nosa. Udałam się za Lucy, która kierowała się wprost do baru. Usiadłam zaraz obok niej, na wysokim stołku.
-Dwa razy Twoja specjalność! -No i od tego się wszystko się zaczęło. Młodu barman posłał blondynce szeroki uśmiech, która ta odwzajemniła. -No to teraz się zabawimy, kochana. -Powiedziała, zwracając się w moją stronę.
-Tylko nie przesadźmy z alkoholem. -Przyjaciółka pokręciła przecząco głową, a ja odebrałam zielonego drinka, który wyszedł spod rąk przystojnego bruneta. Zdecydowanie przystojnego. Upiłam trochę cieczy, a czując dobry smak szeroko się uśmiechnęłam. Cóż, grzechem byłoby powiedzenie, że drink mi nie smakuje. On był wręcz zabójczo dobry.
-Nie upijemy się. Ja panuję nad takimi sytuacjami. -Barman głośno się zaśmiał.
-Nie słuchaj jej. Przychodzi tu, przynajmniej raz na dwa tygodnie. Jest stałym gościem. -Oderwał się od wycierania szklanek, wyciągając prawą dłonią w moją stronę. -Jake, miło mi. -Uścisnęłam ją.
-Ashley. Mi również. -Powiedziałam, posyłając chłopakowi lekki uśmiech. Upiłam trochę alkoholu.
-Ja tu nadal jestem! -Wykrzyknęła przyjaciółka, po czym cicho się zaśmiała. -Nie przeszkadzajcie sobie. Jeszcze jeden drink i idę wyrywać. -Mruknęła, rozluźniając plecy.
Tak jak powiedziała, tak też się stało. Po kolejnych dwóch drinkach weszła na parkiet i od razu przyczepiła się do jakiegoś młodego chłopaka. Była dosłownie jak jakaś przylepa, ale nadal była moją przyjaciółką.
Ja również dobrze się bawiłam. Cóż, dobrze to w sumie mało powiedziane. Przed moim nosem pojawiały się pełne szklanki, a znikały puste. Muszę przyznać z bólem na sercu, że mam bardzo słabą głowę do alkoholu. Tej nocy drinki pochłaniałam w zawrotnym tempie i jakoś nie obchodziło mnie to, że Niall będzie zły.
-Jeszcze jede... -Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ obok mnie usiadła, również pijana Lucy, która już w ogóle nie trzymała się na nogach.
-Ash... Coś Ci dzwoni w torebce... -Burknęła,odgarniając włosy, które spadły na jej oczy. Powolnymi ruchami zaczęłam grzebać w czarnej kopertówce przyjaciółki.
-Jakim cudem, dwie tak bardzo rozsądne dziewczyny mogły się tak bardzo spić. Przecież to niedorzeczne. -Wyznał spokojnym głosem Jake, nalewając jednemu z klientów kufel piwa. Nie odezwałam się, a Lu tylko wzruszyła swoimi ramionami.
-Mam! -Wykrzyknęłam, wyciągając z torebki zaginiony telefon, który nadal uporczywie dzwonił. Wolnymi ruchami odebrałam połączenie. -Taak słucham? -Zapytałam, śmiejąc się pod nosem.
-Ashley? Gdzie jesteś? U tej dziewczyny w domu, jest tak głośno? -Słysząc czyiś głos, który zdecydowanie nie należał do mojego brata, zmarszczyłam brwi.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z Niall'em Horan'em?! -Wykrzyknęłam. Lucy widząc moją reakcję, wyrwała telefon z mojej dłoni i sama przyłożyła go do ucha, powtarzając moje słowa. Po krótkiej chwili odzyskałam urządzenie.
-To ja Zayn. Ten z naprzeciwka... -Zacmokałam swoimi ustami.
-Nie znam Cię... -Mruknęłam, popijając resztki swojego drinka.
-Podaj nazwę i numer ulicy, na której mieszka ta dziewczyna. -Głośno prychnęłam pod nosem, po czym zaczęłam zanosić się gromkim śmiechem.
-Co Ty ode mnie oczekuujesz? Ja nawet nie wiem na jakiej ulicy jesteeem. -Ponownie parsknęłam śmiechem. -Jednak jest tu przystojny barman, o imieniu Jake. On pewnie wie na jakiej ulicy pracuje. -Lucy głośno zaczęła się śmiać, na co ja jej zawtórowałam. Podałam brunetowi telefon.
-Tak... Tak... Klub City of Angeles. Tak... Dokładnie... Proszę bardzo.. Dobranoc.. -Zmrużyłam na niego oczy. Chłopak oddał mojego smartphone'a, na co ja wrzuciłam go do torebki.
-Nim ten dziwak tutaj przyjedzie, to proszę o jeszcze dwa drinki! -Wykrzyknęłam, na co Lu ochoczo przytaknęła mi głową. Jake z niechęcią podał nam dwa drinki.
-Poznam w kooońcu, tego Twojeego stracha. -Parsknęłam śmiechem, upijając trochę alkoholu. Po 30 minutach już nie czułam się na siłach, by cokolwiek zrobić. Ułożyłam swoją głowę na blacie, czując jak zasypiam. Tak, zdecydowanie to była najlepsza alternatywa. Na ziemię spadły szpilki, które wcześniej widniały na moich stopach. Cóż... Zdecydowanie nie czułam się najlepiej.
Zayn's POV
Niall przyszedł do nas późnym wieczorem dość spanikowany, tym że nie może dodzwonić się do Ashley. Choć niesamowicie plątał się w swoich słowach, oboje z Louis'em zrozumieliśmy, że wyszła rankiem na spotkanie z jakąś dziewczyną. Kiedy do niej dzwonił, Ash wyznała mu, że idzie na Pidżama Party, co moim, męskim zdaniem jest kompletną głupotą. No, ale to kobiece "imprezy". Horan podał nam numer dziewczyny, oraz swój, mówiąc żebyśmy próbowali się do niej dodzwonić. Trwało to długo. Bardzo długo. Kiedy powoli wybijała na zegarach godzina 12 w nocy, byłem już kompletnie zrezygnowany. Stwierdziłem, że pewnie już śpi.
-Spróbuj ostatni raz. -Mruknął zmęczony Tomlinson. Nie dziwiłem mu się. Sam już byłem przemęczony. Głośno westchnąłem, po czym przyłożyłem urządzenie do ucha. Udało się. Odebrała. Było głośno, a ona sama jakoś nie mówiła składnie. Czyżby oszukała swojego braciszka i nie była na "imprezie" u swojej przyjaciółki? Po krótkiej wymianie zdań, z zapewne pijaną dziewczyną, do telefonu dostał się barman, który wyznał, gdzie są obie dziewczyny. Gdy tylko się pożegnałem, wstałem na równe nogi i udałem się do holu, gdzie ubrałem swoją skórzaną kurtkę. -Idziesz ratować damy w potrzebie, książę? -Zapytał Lou, śmiejąc się pod nosem.
-Tak. -Burknąłem, zawiązując prawego buta. Szczerze mówiąc nie uśmiechało mi się to, ale czego się nie robi dla przyszłej żony?
-Zaczekaj. Jadę z Tobą. -Powiedział zakładając swoje Vansy. Na ramiona zarzucił jeansową kurtkę. Zabrałem klucze od samochodu oraz od domu i wraz z szatynem wyszedłem z domu, zamykając za sobą zamki. Wsiedliśmy do samochodu i od razu udaliśmy się do wyznaczonego, przez barmana klubu: "City of Angeles". Po kilkudziesięciu minutach, zarówno ja jak i Lou staliśmy przed budynkiem klubu. Wysiedliśmy z pojazdu i zaraz weszliśmy do środka. Uderzyła mnie nieprzyjemna mieszanka zapachów. Widząc jak Tommo się śmieje, wskazując na bar, sam uniosłem kąciki ust do góry. Ashley siedziała na barowym stołku. Jej głowa leżała na ciemnym blacie. Na podłodze leżały jej szpilki, zaś jej przyjaciółka co chwila szturchała jej bok. Podszedłem do nich, witając się z wcześniej poznanym, przez telefon, barmanem.
-Ty na... napr.. naprawdę jes.. jesteś straaszny. -Burknęła blondynka, wzdrygając się. Zmarszczyłem swoje brwi. Co ta Ashley, jej naopowiadała? Do swojej dłoni wziąłem wysokie szpilki Ash, a na swoje ręce jej ciało.
-Chodź, prześpisz się u nas w domu. -Powiedział spokojnym głosem Tomlinson i pomógł pozbierać się blondynce. Włożyłem szatynkę na tylne siedzenia samochodu, a jej przyjaciółka usadowiła się zaraz obok niej. Musiałem stwierdzić, że Ashley ma naprawdę słabą głowę, a jutro będzie narzekać.
~~~~~~~~~~~~~~~
WITAM!
DOBRY WIECZÓR!
DZIEŃ DOBRY!
W każdym bądźże razie łapcie rozdział. Jest on długi, bardzo długi. Ukochałam Was i nawet na sam koniec zrobiłam perspektywę Malik'a. Jest już naprawdę późno i sama zasypiam, dlatego też już nie przedłużam. Wiem, że miał być on o wiele, wiele szybciej ale nie mogłam się jakoś zabrać, więc dostajecie go z niemałym opóźnieniem. Myślę, że następny rozdział może będzie 11 listopada, ale nic nie obiecuję. Jak na razie cieszcie się z tak dłuugiego rozdział 7. Idę już spać :D
ROZDZIAŁ SPRAWDZĘ POD KONIEC TYGODNIA !
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
Dobranoc! <3
Jeju na reszcie! Czekałam, aż się doczekałam nowego xd
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba szczególnie ta impreza i ten "straszny Malik" hahaha to jest mega. Ale słabą głowę to obie mają ; P
Czekam na następny!
Pozdrawiam! ;3
od-przyjazni-domilosci.blogspot.com
Aaaaaa jakie to było....
OdpowiedzUsuńŚliczne ,boskie ,cudne
Jeny to było genialne
Ja chcę już więcej
Nie mogę się doczekać co będzie dalej
Pożera mnie ciekawość
Ściskam Mela
:**
Życzę weny,dużo dużo weny
jezu ta ostatnia scena była gxeeinvxeuon3hvtgdethbdhhfthyjh nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału @niall_quad
OdpowiedzUsuńOMG! No jest rozdział, rzuciłam wszystko i zaczęłam czytać :). Dzoewczyno Jezu ten blog jest Z-A-J-E-B-I-S-T-Y <3 Kochana no rozdział dhdgfhvhjtgjcgjcfjbjhf nie mam słów. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńKocham i pozdrawiam <3 !
czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuń@WiktoriaKauza pozdrawiam i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńFajny rozdział i blog tylko szkoda, że tak rzadko pojawiają się rozdziały...
OdpowiedzUsuńWedług mnie dodawanie nextów w zależności od ilości komentarzy nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Pozdrawiam
xoxo
Tak jak prosiłaś informuję o nowym rozdziale na Dangerous Love http://dangerous-love-fanfiction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOMG! Świetny rozdział :) Straszny Zayn xD
OdpowiedzUsuńUUU... słodko.. ♥♥♥
OdpowiedzUsuńSuper rozdział..
Ej no stara! Co jest z tym rozdziałem??
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba , liczę na twoją opinie w moim opowiadaniu <3 http://simply-life-agata-opowiadanie-1d.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz next?????
OdpowiedzUsuńmogła byś napisać że zawieszać a nie nie odzywać się od paaździernika
OdpowiedzUsuń